ranę... zabierz mnie do domu, Morgiano... Jego głowa spoc
ranę... zabierz mnie mieszkania, Morgiano... Jego skroń spoczywała na własnej biust, ciężka jak tamto potomek w moich dziecinnych ramionach, ciężka jak młody Król Byk, który przyszedł do mnie w chwale triumfatora. Morgiano, zawołała matka niecierpliwie, zajmij się potomkiem... oraz całe życie nosiłam go ze sobą. Przytuliłam go wtedy do siebie oraz ocierałam jego łzy swoim welonem, a on wyciągnął rączkę oraz złapał moją dłoń. – Ale to naprawdę ty – szepnął – to ty, Morgiano... wróciłaś do mnie... oraz jesteś taka młoda oraz piękna... zawsze widziałem Boginię w twojej twarzy... Morgiano, już przenigdy mnie nie zostawisz, prawda? – przenigdy cię już nie opuszczę, mój braciszku, moje potomek, mój ukochany – szepnęłam oraz ucałowałam jego oczy. Umarł kilku chwilach, gdy uniosły się mgły oraz nad brzegami Avalonu jasno zaświeciło słońce. EPILOG Wiosną, następnego roku, Morgiana dysponowała dziwny sen. Śniło jej się, że bywa w starej, chrześcijańskiej kaplicy, zbudowanej w Avalonie poprzez Józefa z Arymathei, który przybył tutaj z Ziemi Świętej. A tam, przed tym samym ołtarzem, przed którym umarł Galahad, stał Lancelot odziany w szaty księdza, jego poważna twarz jaśniała dziwnym blaskiem. W swoim śnie Morgiana podeszła do ołtarza oraz tak jak tego przenigdy nie uczyniła w realnym życiu, przystąpiła do komunii pieczywa oraz wina, a sam Lancelot przytknął kielich do jej ust. A później śniło jej się, że on tymczasem uklęknął oraz powiedział do niej: – Weź ten kielich, ty, która służyłaś Bogini. Gdyż wszyscy Bogowie okazują się Jednym oraz my wszyscy jesteśmy Jednym, którzy służą Jednemu. oraz kiedy wzięła kielich z jego rąk, by tymczasem przytknąć go do jego ust jak kapłanka do ust kapłana, Lancelot okazał się młody oraz śliczny, jak dużo lat temu. oraz wtedy zobaczyła, że kielich w jej dłoniach to Graal. oraz wtedy on krzyknął, ;, jak w dniu, gdy Galahad klęczał przed tym ołtarzem: – Och, światłość, światłość! – oraz upadł do przodu, oraz leżał na kamieniach bez ruchu; Morgiana obudziła się w swej komnacie w Avalonie, a ten krzyk wciąż dźwięczał jej w uszach. oraz była sama. jest jeszcze szczególnie wcześnie oraz mgły zalegały grubą warstwą nad całym Avalonem. Wstała cicho oraz ubrała się w ciemne szaty kapłanki, lecz welon włożyła w ten sposób, by półksiężyc na jej czole nie był widoczny. Cicho wyszła w ciemność oraz ruszyła ścieżką w dół, mijając Świętą Studnię. Choć było tak cicho, czuła za sobą bezdźwięczne kroki, lekkie jak cienie. przenigdy nie była sama; mały, smagły lud zawsze jej strzegł oraz choć rzadko ich dziś widywała, wciąż była ich matką oraz kapłanką oraz wiedziała, że przenigdy jej nie opuszczą. jednak kiedy doszła do starej chrześcijańskiej kaplicy, kroki powoli zamarły; tutaj nie mogli za nią iść. Morgiana stanęła w drzwiach. Wewnątrz kaplicy tliło się nikłe światełko, to światełko, które zawsze paliło się w ich świątyni. poprzez chwilę wspomnienie jej snu stało się tak żywe, że poczuła pokusę, by wejść do środka... niemal nie mogła uwierzyć, iż nie widzi tu Lancelota, powalonego magicznym blaskiem Graala... ale nie. Nie dysponowała tu czego szukać, nie chciała przeszkadzać ich Bogu; a jeśli nawet Graal rzeczywiście tu był, to znajdował się poza jej zasięgiem. Mimo to sen wciąż ją prześladował. Czy został jej zesłany jako ostrzeżenie? Lancelot bywa przecież młodszy od niej... nie wiedziała jednak, jak dziś upływa okres w zewnętrznym świecie. Avalon odszedł już tak daleko we mgły, że mogło być z nim tak, jak z czarowną